Wykorzystywanie do cna tego czym dysponujemy to najmodniejszy trend ostatnich lat. Nie chodzi tylko o jedzenie (chociaż statystyki dotyczące marnowania pożywienia są zatrważające). W zgodzie z nurtem #zerowaste pozostają: wymiany ciuchów, garażowe wyprzedaże, wszelkie majsterkowe DIY.

Drugie, trzecie, a nawet czwarte życie naszych doczesnych dóbr ma pomóc nie tylko nam ale i światu. Musimy niestety przyznać ze sporym poczuciem winy, że konsumpcjonizm zawładnął naszym życiem.
Coraz to nowsze buty, kolorystycznie dobrane torebki, płaszcze, płaszczyki, szale i czapeczki to tylko początek wyliczanki. Najbardziej szalejemy podczas zakupów spożywczych, bo robimy je najszczęściej. Po pierwsze kupujemy kompulsywnie, po drugie koncentrujemy się na wybranym przepisie zamiast planować długofalowo, a po trzecie nie wykorzystujemy zalegających na półkach produktów.
Myślisz, że zwariowałam? To otwórz pierwszą lepszą szufladę i sprawdź ile produktów jest poza terminem ważności. Pochwal się w komentarzu o ilu znaleziskach nie miałeś pojęcia.
Samo powiedzenie „od dzisiaj nie marnuję jedzenia” jest całkiem łatwe. Schody zaczynają się później. Koniec z odruchowym wkładaniem do koszyka wszystkiego co ładnie wygląda. Koniec zbierania kilogramów kasz, makaronów i przypraw w kuchennych szafkach. O zakupach trzeba myśleć z wyprzedzeniem. Planowanie tygodniowego menu, z uwzględnieniem posiadanych zapasów i wielkości kupowanych opakowań nie jest łatwe. Podczas zakupów trzeba wykazywać się konsekwencją, ale satysfakcja z odniesionego sukcesu (nawet tego najmniejszego) jest ogromna. Gwarantuję.
Na zdjęciu jest mój dzisiejszy obiad. Złożyły się na niego:
- Szparagi, które zostały z wczorajszej kolacji
- Mięso, które zostało z wczorajszej kolacji
- Sałaty , które zostały z wczorajszej kolacji (zrobiłam jedynie nowy sos)
- Kasza z domowych zapasów.
#zerowaste w domowej wersji